czwartek, 17 października 2013

Rozdział 3

<< Oczami Myśliwego>>
Nazywam się Jouri Lermentov i jestem myśliwym, poluje na dość nie typowe stworzenia. Ponieważ poluje na kotołaki.
Zgadza się kotołaki.
Szukam zemsty na tych potworach które odebrały mi żone i matkę mojego syna. Tropie i zabijam każdego sukinsyna.
Podróżuje z moim 7 letnim synem Nikolajem.
Znaleźliśmy jakiś hotel. Zameldowałem nas.
- Ok tu się zatrzymamy - zarządziłem - Zostań tu zaraz wrócę - dodałem zamykając drzwi od pokoju hotelowego na klucz.
Poszedłem do jakiegoś baru gdzie siedzą myśliwi, podsłuchiwałem ich rozmowy
- Mówię ci ten kotołak którego złapaliśmy miał białe futro z czarnymi pręgami, gdy już miał go zabić wyskoczył drugi i wręcz rozorał pazurami klatkę Stevensona, a potem dołączył jeszcze jeden - powiedział jakiś myśliwy. 
Oni chcą polować a nawet nie wiedzą na co właściwie polują i jak to robić.
- Ejjj!!!! W ten sposób nigdy nie dorwiecie tych bestii, sieci, psy i strzelby są dobre na jednego według waszych rozmów jest ich co najmniej czterech lub pięciu, chcecie się ich pozbyć dajcie im coś w co będą mogły zatopić zęby....przynętę - powiedziałem na głos. - Dajcie mi trochę czasu a wytropię i zabije wszystkie kotołaki - dodałem po chwili.

<< Oczami Mili >>
Zgodnie z zaleceniami James'a nie opuszczałam łóżka, chyba że do łazienki.
Tu nie ukrywałam swojej natury. Byłam w postaci pół człowiek, pół kot.
Do pokoju wszedł James niosąc dla mnie śniadanie.
- Hej przyniosłem ci śniadanie, chciałem cię też przeprosić za wczoraj, zależy mi na tym żebyś wyzdrowiała inaczej znów mogą cię gonić a ty nie będziesz w stanie się skutecznie bronić z chorą nogą - powiedział stawiając tace na szafce nocnej.
- Nie, to ja przepraszam zbyt impulsywnie zareagowałam - powiedziałam - Dziękuje za troskę - dodałam po chwili ciszy.
- Nie ma sprawy - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Własnie że jest. Gdyby nie ty i Kendall robiłabym teraz zapewne za dywanik w domu jakiegoś myśliwego....jestem wam wdzięczna za pomoc, a w szczególności tobie i Kendall'owi. - odparłam - Jestem wam winna przysługę - dodałam po chwili.
- Daj spokój nie jesteś nam nic winna - odpowiedział James.
- Po prostu powinnam się odwdzięczyć za sprawianie wam kłopotu  - wykłócałam się w ciągu dalszym.
- Ale zrozum ty nam nie sprawiasz kłopotu, cieszymy się że poznaliśmy jakiegoś kotołaka. Na dodatek takiego ślicznego - powiedział.
- Przestań...- powiedziałam zawstydzona. Czułam w tej chwili że się rumienie.
- Pamiętaj że u nas jesteś zawsze mile widziana - powiedział po chwili milczenia i położył swoją dłoń na mojej.
Ja rzuciłam szybkie spojrzenie na nasze złączone dłonie po czym spojrzałam James'owi prosto w oczy.
Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Nagle zorientowałam się że znajdujemy się co raz bliżej siebie.
Byliśmy już naprawdę blisko, gdy nagle wszedł Kendall.
- Hej James... - zaczął ale przerwał gdy zobaczył że jesteśmy naprawdę blisko i że nasze dłonie są złączone.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 2

Gdy się obudziłam byłam trochę zdezorientowana. Po chwili rozejrzałam się. Byłam w jakimś pokoju, był ...duży i ładny. 
Wystrój wskazywał na to że jest to pokój mężczyzny. Leżałam na łóżku.
Po chwili chciałam się podnieść.
- Spokojnie... Nie wstawaj. Lepiej będzie jak poleżysz jeszcze jakiś czas - usłyszałam czyjś głos.
Spojrzałam w kierunku z którego dochodził głos i należał on do... James'a.
 - Jak ja się tu znalazłam ? - zapytałam 
- Gdy zasnęłaś w lesie zająłem się twoją raną. Minie Tydzień zanim się zagoi. Kiedy skończyłem razem z Kendall'em przenieśliśmy cię do domu w którym mieszkam razem z przyjaciółmi - wyjaśnił mi James. - Lepiej by było gdybyś ten tydzień nie będziesz biegać...W ogóle najlepiej by było gdybyś nie ruszała się z łóżka - dodał po chwili. Ja dotknełam rany.
Dotyk bolał....Nawet bardzo bolał, aż syknełam z bólu.
- Nie dotykaj...Wtedy zagoi się szybciej a ty oszczędzisz sobie bólu - powiedział 
- Nie chcę być kłopotem dla ciebie i twoich przyjaciół...Lepiej będzie jak już pójdę  - powiedziałam 
- Lepiej będzie jak mnie posłuchasz i chociaż ten tydzień zapomnisz o chodzeniu gdziekolwiek - powiedział - No chyba że do toalety - dodał po chwili.
- Ale... - chciałam zaprotestować, James jednak mi przerał
- Żadnego "Ale" Leż w tym łóżku chyba że chcesz mieć amputowaną prawą nogę - uniósł się a jego oczy z ludzkich stały się kocie
- Nie będziesz mi mówić co mam robić !!!  - krzyknęłam tak samo jak i moje teraz.
- Zaraz jako to...amputować ??? - zapytałam przestraszona.
- Normalnie...Trzeba będzie amputować twoją prawą nogę...No chyba że zostaniesz ten tydzień w łóżku i nie będziesz chodziła. Przez cały tydzień - powtórzył mój rozmówca, a ja postanowiłam mu uledz.
- Dobrze...zostanę tu tydzień...Ale od razu gdy będę mogła chodzić wynoszę się stąd - oznajmiłam.
- Rób co chcesz - odpowiedział wzruszając ramionami po czym wyszedł.


<< Oczami James'a >>
 Tak na prawdę to nie było mi obojętne co Mila zrobi. Gdy tylko ją ujrzałem poczułem się...inaczej...Polubiłem ją nawet bardzo.... Chciałbym aby została u nas jak najdłużej. Nagle podszedł do mnie Logan
- Co wy się tak drzecie ?!?! Próbowałeś ją zgwałcić czy co ??? - zażartował.
- Hahaha, bardzo śmieszne - powiedziałem sarkastycznie.
- To co wam poszło ? - zapytał 
- Kłóciła się ze mną, ponieważ już chciała wyjść. Normalnie biegać po prostu...odejść.... - naprostowałem temat.
- Zależy ci na niej - oznajmił mi mój przyjaciel.
- Co ?!?! Nie prawda - zaprzeczyłem wszystkiemu.
- I teraz wiem że ci się podoba - odpowiedział chytrze Logan.
- Uhhh... Nie znoszę cię... - powiedziałem tylko i powędrowałem do kuchni.
- Tak. Ty też jesteś moim najlepszym przyjacielem !!! - wykrzyknął. 
A ja tylko przewróciłem oczami.
W kuchni wypiłem szklanke chłodnej wody, usiadłem na krześle i zaczołem rozmyślać o Mili...Logan ma chyba racje ona mi się podoba.


wtorek, 1 października 2013

Rozdział 1

Musiałam uciekać gonili mnie, a było ich zbyt wielu żeby mogła z nimi walczyć.
Nie mogłam dłużej uciekać pod postacią człowieka bo inaczej psy mnie dogonią.
Goniła za mną sfora psów myśliwskich, no i sami myśliwi z bronią.
Wskoczyłam szybko na drzewo i zmieniłam się w kotołaka.
Miałam białe futro z czarnymi pręgami, mój wzrost zwyższył się do około 2 metrów, miałam koci pysk, oczy pazury no i kilku metrowy ogon.
Zeskoczyłam z drzewa i pobiegłam w przeciwnym kierunku w którym pobiegli mysliwi i psy.
Biegłam przed siebie, nasłuchując szczekania psów.
Nagle usłyszałam wystrzał a potem poczułam rozrywający ból w prawej nodze, a moja śnieżno biała sierść splamiła się czerwienią.
Biegłam dalej ale ten postrzał bardzo mnie spowolniła więc jeden z psów uwiesił mi się na ogonie przez co straciłam równowagę i upadła na ziemie niczym kłoda.
- Zostawcie ją - krzyknał jeden z myśliwych po czym zarzucono na mnie sieć.
- spójrzcie to jest potwór który porywał i zabijał nasze dzieci i całe rodziny, patrzcie jakie ma pazury i zęby !! - krzyknął myśliwy.
- Zabij to !!! - krzyczeli jego towarzysze, słyszałam jak odbezpiecza broń i przystawia ją do mojej głowy.
Żegnaj okrutne życie - pomyślałam bez nadziei na jaką kolwiek pomoc.
- Już nigdy nie ujrzysz światła dziennego, a twoja skóra będzie robiła za dywanik w moim domu - powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy myśliwy. Z oczu popłyneły mi łzy i przygotowałam się na strzał który miał paść za nie długą chwilę.
Nagle z krzaków coś wyskoczyło. Miało kształt ogromnego kota.
Gdy ujrzałam jak przelatuje nade mną i rzuca się na mysliwego, nabralam nadziei.
Zaczełam szarpać sieć w którą byłam uwięziona.
Ale byłam coraz słabsza przez ranę którą miałam.
Gdy byłam już wycieńczona tą całą szarpaniną podbiegła do mnie jakaś istota. Po kilku sekundach zorientowałam się zę to kotołak.
- Nie ruszaj się - wyszeptał w naszym ojczystym kocim języku - Zaraz będziesz wolna - dodał po chwili i rozerwał siatkę.
Gdy tylko byłam wolna schowałam się w zaroślach i przybrałam ludzką postać.
Rana cholernie mnie piekła, myślałam że zaraz wykrawie się na śmierć.
Lecz postanowiłam wsłuchać się w odgłosy walki. Lecz po kilku minutach wszystko ucichło, a ja nie wiedziałam kto wygrał.
Nagle podbiegł do mnie kotołak, miał dużo wspólnego z Afrykańskimi kotami czarnołapymi.
Gdy tylko mnie zobaczył zmienił się w człowieka. Uklęknął obok mnie i przyjrzał się ranie.
- James !!! - zawołał - Masz szczęście ze mój przyjaciel interesuje się magią. A chyba wiesz że takich kotołaków jest nie wiele - zwrócił się do mnie i uśmiechnął się. Ja mimo bólu odwzajemniłam uśmiech.
James uklęknął obok mnie i spojrzał na ranę.
- Nie wygląda to za dobrze - oznajmił - Ale powinno mi się udać - dodał po chwili.
- Kendall idź do lasu i znajdź Królewskie Zioło - polecił krótko, a jego przyjaciel bez słowa zmienił się kotołaka i pobiegł w mroki lasu.
- Kendall za chwilę wróci a wtedy zajmę się twoją raną - powiedział przyjaźnie James.
- Dziękuje za ratunek. - powiedziałam słabnącym głosem.
- Nie ma za co ... Razem z moim przyjacielem byliśmy na polowaniu i usłyszeliśmy jakieś hałasy, postanowiliśmy sprawdzić co się dzieje. I zobaczlyliśmy innego kotołaka w tarapatach, a swój nigdy swojego nie zostawi. - wyjaśnił.
- Miło mi poznać kogoś tak uczynnego ... Moje ostatnie towarzystwo kotołaków było dość ... Egoistyczne ... - powiedziałam wycieńczona.
James uśmiechnął się do mnie ze współczuciem widocznym w jego wyrazie twarzy.
- Skąd taka śliczna dziewczyna wzieła się w lasach Tennessee?? - zapytał po chwili.
- A co pan taki wścibski?? - zapytałam z rosyjskim akcentem, aż z przesadnym akcentem.
- Rosja ... Byłem tam nie raz i jakoś nigdy cię nie spotkałem a znam praktycznie wszystkie kotołaki z Rosji ... - oznajmił James. 
Chyba był podejrzliwy.
- Kiedy miałam 5 lat moich rodziców zabili myśliwi. Od tamtej pory jestem zdana tylko i wyłącznie na sama siebie. Żyłam w Rosji jeszcze 6 lat. Kiedy osiągnęłam 11 lat postanowiłam, że będę prowadzić koczowniczy tryb życia. Na dodatek samotny. Tak więc od tego czasu nigdzie nie zagrzałam miejsca dłużej niż 9 dni. Wyjątkiem było pewne miasteczko poznałam tam grupkę kotołaków, a oni przyjęli mnie przyjaźnie do swojego grona. Był tam też pewien kotołak którego darzyłam głębokim uczuciem. Niestety gdy przyszło co do czego, on był pierwszy do ucieczki. Wszyscy mnie opuścili. Na szczęście dałam sobie radę z myśliwymi i uciekłam z tego miasteczka - wytłumaczyłam - Teraz niestety zostałam postrzelona...Nie poradziłam sobie sama...- dodałam patrząc na ranę.
- Współczuje...- powiedział James - Niestety ja też wiem co to znaczy być samotnikiem...Byłem taki jak ty. Na szczęście znalazłem trzech przyjaciół z którymi postanowiłem osiąść w Tennessee. Od tamtej pory zawsze trzymamy się razem. - oznajmił.
- Masz szczęście - powiedziałam.
- Wiesz ... Na pewno ty także .... - nie dokończył ponieważ przybiegł zdyszany Kendall i podał James'owi zioła.
On bez słowa je chwycił i przyrządził z nich wywar.
Podał mi go, a ja bez słowa sprzeciwu go wypiłam. Po wypiciu poczułam się senna. Nie opierałam się temu uczuciu i błyskawicznie zasnęłam.