wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 4

Ja i James od razu odsunęliśmy się od siebie i rozłączyliśmy nasze dłonie.
Najprawdopodobniej w tej chwili byłam cała czerwona.
Kendall przyglądał nam się krótką chwile. Nic nie powiedział. Wyglądał na zranionego.
- Kendall...wszystko w porządku ? - zapytałam gdy zauważyłam jego wyraz twarzy.
James milczał jak grób.
- Yyh... tak - powiedział, ale ja wyczułam że kłamie - James, Carlos cię wołał. Prosił o pomoc przy DVD, jak zwykle nie umie się tym posługiwać...- dodał po chwili milczenia.
James bez słowa wyszedł z pokoju. Ja zostałam sama z Kendall'em.
- Wiem że kłamiesz... - powiedziałam po chwili milczenia - Widać po tobie, że wcale nie jest w porządku - dodałam.
Kendall milczał. Jego wzrok utkwił w podłodze.
- Mi możesz powiedzieć co jest nie tak... - powiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do niego. Noga zaczeła mnie boleć niemiłosiernie ale zignorowałam to.
- To nic takiego... - odpowiedział.
- Wiem że kłamiesz. - ciągnełam to dalej.
- Ale naprawdę... To jest nie ważne ... - upierał się nadal.
- Kendall ... Powiedz mi prawdę. - nalegałam.
- NIC SIĘ NIE STAŁO!!!!! NIE ROZUMIESZ ZNACZENIA SŁÓW "TO NIC TAKIEGO"??!! - wykrzyczał Kendall.
- Przepraszam ... - powiedział cicho po chwili milczenia i wyszedł z pokoju.

- Kendall czekaj!! - krzyknęłam za nim, ale nawet się nie odwrócił.

(Oczami James'a)
- Ile razy jeszcze będę ci powtarzać, że najpierw włączasz dekoder, a później ekran ? - zapytałem się Carlos'a.
- Ok, ok.... Zapamiętam na przyszłość...Dzięki - powiedział i usiadł na sofie.Nagle usłyszałem jak ktoś krzyczy. Po głosie rozpoznałem że to był Kendall.
Pobiegłem na górę, żeby sprawdzić co się dzieje.
- Kendall, czekaj !!! - usłyszałem jak woła Mila, ale on nie zareagował.
- Co się stało ? - zapytałem Kendall'a gdy się mijaliśmy.
- Nic...- uciął krótko i wszedł do swojego pokoju.
Spojrzałem na Milę. Była smutna.
- Co tu się stało ? - zapytałem 
- To moja wina... Tylko sprawiam problemy... - odpowiedziała- Nie mów tak, Kendall po prostu zawsze miał wybuchowy charakter i nie jest skory do zwierzeń nawet przed nami - stwierdziłem.
- Proszę cię, mogłabym zostać na chwilę sama ? Chcę przemyśleć parę spraw - poprosiła.
- Jasne nie ma sprawy - powiedziałem i zamknąłem drzwi. Sam postanowiłem iść złapać parę wiewiórek, po za tym musiałem jakoś odreagować tą sytuacje. 
Nie wiem czemu zawsze gdy się martwię to biegam po lesie jak opętany przez szatana.