środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 13

<< Oczami James'a >>
Mijały kolejne dni odkąd odeszła Mila, a ja czułem się rozdarty.
Siedziałem w kuchni i rozmyślałem, kiedy wszedł Carlos.
- Tęsknisz za nią ? - zapytał, a ja nadal milczałem, tylko spojrzałem na niego.
- Zakochałem się w niej...- powiedziałem siląc się na ledwie słyszalny ton głosu.
- To widać, nie jesteś sobą odkąd odeszła, ale jak to mówią, jeśli kogoś kochasz daj mu odejść a jeśli cię kocha to wróci - powiedział łagodnie, ja tylko przytaknąłem mu. Wiedziałem że Mila już nie wróci, już raz się zawiodła się swoich pobratymcach.
Jakby tego było mało po lesie zaczęli kręcić się myśliwi. Robiło się groźnie, pocieszała mnie jedynie myśl że Mila jest już daleko stąd bezpieczna.
Carlos pozwolił mi na chwile zapomnieć o przytłaczającej tęsknocie za ukochaną.
Noce spędzałem w grocie, na skalnej półce.
Obudziłem się równo z pierwszymi promieniami słońca, które niewinnie zajrzał na groty.
- Kolejny dzień....Kolejny dzień bez niej....Kolejny dzień pełen bólu - powiedziałem sam do siebie w kocim języku.
Spojrzałem pod skalną półkę No cóż ostatnio noce były bardzo zimne, nic więc dziwnego że stworzenia szukają ciepłego schronienia. Źródło termalne biło nie przerwanie, z tego co zauważyłem ukrywają się tu stare schorowane zwierzęta oraz matki z młodymi. 
Zapewne dlatego że woda ma bardzo silne właściwości lecznicze, przekonałem się o tym pierwszy raz gdy zaczołgałem się tu szukając ratunku przed siarczystym mrozem, myślałem że już umrę, ale gdy obudziłem się następnego dnia, byłem pełen sił i zdrowy.
Wyciągnąłem się na swoim "łóżku" i ziewnąłem reprezentując pakiet zębów które są stworzone do rozrywania mięsa i gruchotania kości zwierząt wielkości człowieka.
Nie spieszyło mi się do domu, wiedziałem że chłopaki sobie poradzą. Odpoczywałem tak cały dzień co jakiś czas ucinając sobie drzemkę. Wieczorem wyszedłem coś zjeść.
Szybko i sprawnie złapałem zająca, szedłem z nim do groty, gdy nagle moja tylna łapa dostała się w sidła i po chwili wisiałem łbem w dół jakieś 2 metry nad głową, przy sidłach był dzwoneczek więc zaraz zbiegły się psy myśliwskie a potem myśliwi. 
Próbowałem się bronić, nie dawałem im do siebie podejść.
Nagle jeden z psów skoczył na mnie, złapałem go z całej siły zębami za gardło i rozerwałem, było słychać tylko skomlenie, wszędzie tryskała krew.
W pewnej chwili....nie wiem może miałem zwidy, ale dałbym się oskalpować że widziałem sylwetkę białej tygrysicy....

1 komentarz:

  1. Boże... Przeczytałam ten rozdział...Dawno teraz dopiero komentuje, wybacz. Biedny James...Ja chcem kolejny <3

    OdpowiedzUsuń